Decyzja o wyborze szkoły dla dziecka – mówimy o szkole podstawowej i gimnazjum, bo liceum młody człowiek powinien wybierać niemal samodzielnie – jest jednym z najpoważniejszych wyzwań wychowawczych, stojących przed rodzicem. Warto jednak pamiętać, że decyzję źle podjętą lepiej zmienić, niż trzymać się jej za wszelką cenę. Bo cenę płaci dziecko, rzadko – rodzice.
Moja przyjaciółka, mama dorosłego już syna, kobieta dobrze +50, do dziś ma wyrzuty sumienia, że niemal zmusiła swojego syna do nauki w liceum, w którym uczyła się ona sama, jej mąż i ich najstarszy syn. Szkoła, prestiżowe liceum w wielkim mieście, przerosła jednak młodsze dziecko. – W zwykłym liceum radziłby sobie świetnie. Tam dosłownie pełzał z klasy do klasy, w dodatku z przetrąconym kręgosłupem – wzdycha Alicja. O jej doświadczeniu powinni pamiętać wszyscy rodzice, którzy studiują rankingi gimnazjów i liceów, planując przyszłość swojego dziecka. Pojawiają się również rankingi szkół podstawowych, jednak mało kto (chyba?) traktuje je poważnie.
Decyzja zapadła. Dziecko idzie do szkoły – wybranej przez rodziców, wybranej samodzielnie, w ogóle nie wybieranej, tylko po prostu najbliższej, rejonowej. I co dalej?
Mało jest dzieci, które przez wszystkie lata edukacji przechodzą „ze śpiewem na ustach”. Jeśli dziecko nie sprawia kłopotów wychowawczych i dobrze się uczy, zdarza się, że popada w konflikty z klasą. Dobry uczeń, na skutek jakichś czynników zewnętrznych (trudna sytuacja rodzinna – na przykład), zaczyna przysparzać problemów. W szkole pojawia się nowy nauczyciel, który z nieuzasadnionych powodów (zdarza się to częściej, niż można przypuszczać) zaczyna prześladować wybranego ucznia – nasze dziecko. Albo żadna z powyższych sytuacji nie ma miejsca, a nasze dziecko pewnego dnia komunikuje: - Nie pójdę nigdy więcej do tej szkoły! Zabiję się, ale nie pójdę.
Co robić? Po pierwsze, nie lekceważyć. Bez względu czy padły słowa „zabiję się”, czy nie – jeśli dziecko oświadcza, że nie chce więcej pojawić się w szkole, zawsze trzeba to potraktować bardzo, bardzo serio. Odpowiedź: - Oczywiście, że pójdziesz, co sobie smarkaczu wyobrażasz! – nie tylko może być, ale jest najgorszym wyjściem z sytuacji.
Mówiąc wprost, rodzice muszą rozpoznać problem. Oczywiście, porozmawiać szczerze z dzieckiem. Jeśli z dnia na dzień jest to niemożliwe, bo np. dziecko zamyka się w pokoju i rozpaczliwie szlocha, warto następnego dnia pozwolić mu zostać w domu, by ochłonęło i było gotowe do rozmowy. Bez względu na to, czy rozmowa z dzieckiem się odbyła, czy nie – rodzice powinni natychmiast skontaktować się z wychowawcą klasy, by dowiedzieć się jakiego rodzaju problem wchodzi w grę. Czasami zdarza się jednak, że nauczyciel nic nie wie. Jeśli dobrze znamy bliskich kolegów naszej pociechy, warto spróbować zrobić delikatny wywiad – aczkolwiek z mojego doświadczenia wynika, że lepiej ten krok poczynić w drugiej lub trzeciej kolejności i poczekać kilka czy kilkanaście godzin na rozmowę z dzieckiem.
Rodzice powinni wziąć pod uwagę, że prawda o tym, dlaczego dziecko odmawia powrotu do szkoły może oznaczać, że było ofiarą – klasy, nauczyciela, jakiejś grupy rówieśników czy starszych uczniów. Ale bywa, że to nasze dziecko kogoś skrzywdziło – i bojąc się konsekwencji chce uciec przed odpowiedzialnością. Niezależnie jednak od tego, co jest przyczyną szkolnej rejterady, rodzice muszą dziecku pomóc rozwiązać problem w TEJ szkole, nawet jeśli rzeczywiście ostatecznym rozwiązaniem okaże się zmiana szkoły – dobrowolna lub wymuszona.
To sytuacje ekstremalne. Dużo częściej dochodzi jednak do zwykłych przenosin, wywołanych np. faktem, że dziecko nie radzi sobie w wybranej szkole. Rodzice nie powinni na siłę trzymać dziecka w prestiżowym gimnazjum, jeśli z trudem przechodzi z klasy do klasy. Zagrożenie z jednego przedmiotu nie jest problemem, ale jeśli na koniec roku naszemu dziecku grożą trzy czy cztery jedynki – warto zastanowić się nad przeniesieniem do zwykłego, słabszego gimnazjum, w którym dziecko – przy pewnym wkładzie pracy – będzie mieć szanse na oceny dostateczne czy dobre. Nie jest prawdą, że bycie najgorszym uczniem w świetnej szkole więcej daje, niż bycie przeciętnym w szkole słabej. Nie warto dziecku dokładać stresu, jeśli nie widać jego pozytywnych efektów.
Anna Kozłowska